niedziela, 26 grudnia 2010

Stąd



Stąd pochodzi Karo :)
Bożonarodzeniowy spacer w Jaworzynce.

piątek, 1 października 2010

Przeprowadzka

Od dzisiaj oficjalnie przenoszę się ze swoim dobytkiem do Dąbrowy Górniczej.


sobota, 14 sierpnia 2010

wtorek, 10 sierpnia 2010

Na Wschód.

Podróż w ukraińskie Gorgany i rumuńskie Fogarasze rozpoczęła się 24 lipca. Zapakowani po brzegi w renault 11, wyruszyliśmy na Wschód. U mnie mega-skrócona relacja, nasze zdjęcia i filmik - u Tomka.

Początek
Jeszcze w Polsce spotkały nas niewielkie trudności techniczne :P Samochód zaczął kaprysić. Jakimś cudem w sobotę wieczorem udało nam się jednak znaleźć części i zrobić małą rewolucję pod maską. Pierwszy nocleg w Ustrzykach, przekroczenie granicy w Krościenku.

Ukraina
Pogoda niezbyt ciekawa. Cerkwie i szerokie drogi usiane dziurami. Dojechaliśmy wieczorem do Osmołody u podnóża Gorganów, okazało się, że z noclegiem i porozumieniem się po polsku nie ma problemu.

Gorgany
Na początek - wycieczka na pace ciężarówki. Uprzejmi kierowcy podwożą nas na inny szlak niż planowaliśmy i ta nagła zmiana wpływa na następne dwa dni... Gubimy szlak gdzieś pomiędzy Grofą a Koniem Grofeckim. Po 2 godzinach błądzenia zaczyna lać. Wychodzimy mimo wszystko wyżej, żeby znaleźć jakiś punkt orientacyjny. Nic nie widać, mgła, nie ma żadnych ścieżek wydeptanych stopą ludzką - kompas i mapa na nic, bo nie wiemy gdzie jesteśmy. Całe szczęście znajdujemy jakieś miejsce na ognisko, w którym jeszcze niedawno obozowali drwale. Nocujemy tam, a drugiego dnia po południu wchodzimy na jakiś szczyt - u góry okazuje się, że to Grofa - jesteśmy uratowani :D Pod wieczór znajdujemy chatkę, gdzie zatrzymali się wcześniej też inni Polacy. Pomagają nam się ogrzać i wysuszyć, a chatka staje się kolejnego dnia naszym miejscem wypadowym na Popadię.
Czwartego dnia wracamy do Osmołody, piątego dnia robi się piękna pogoda, wchodzimy więc na Gorgan, żeby wreszcie zobaczyć jak wyglądają te góry bez gęstej mgły i porobić zdjęcia.


Mołdawia
Nieplanowanym, ale bardzo ciekawym elementem podróży była przejażdżka przez Mołdawię - kraj arbuzów, słoneczników, pól i zielonych równin. Odwiedzamy Kiszyniów, który bardzo kontrastuje z resztą państwa. Właściwie przejechaliśmy prawie cały kraj wzdłuż :P Pogoda dopisała i nawet prawie wysechł mi paszport po gorgańskich ulewach.

Rumunia
Spędzamy dwa dni nad Morzem Czarnym na campingu, następnie kierujemy się w Fogarasze. Drogą asfaltową można dojechać tam na wysokość ponad 2000 m n.p.m. Wspaniałe szczyty, piękne widoki z góry i tysiące trawersujących owieczek. Śpimy na szczycie trasy transfogaraskiej, nocna wichura dosłownie kładzie namiot na nasze twarze, nie da się spać... Następnego dnia idziemy w góry, pół dnia wędrujemy i wracamy.
Kolejny nocleg na campingu gdzieś na Wyżynie Transylwańskiej, spotkaliśmy tam kilka grup turystów ze Śląska :). Jedni z nich polecili nam zwiedzenie jaskini Meziad niedaleko miejscowości Beius (Góry Zachodniorumuńskie) - pojechaliśmy tam następnego dnia, udało nam się ją zwiedzić z przewodnikiem, który mówił trochę po angielsku, a nawet umiał parę słów po polsku ;) Namiot rozbiliśmy u niego na podwórku, w nocy przyszła burza, ale namiot + folia malarska nie zawiodły kolejny raz.

Węgry i Słowacja przejazdem, przekroczenie granicy i nocleg niedaleko Nowego Sącza.
Dwa tygodnie INTENSYWNYCH wrażeń ;D

czwartek, 1 lipca 2010

Ucieszony Cieszyn







piękne miasto, pełne ciekawych zakątków i ... nawet lepsze od Krakowa, bo bez tych tłumów, komerchy, hałasu i lansu.



mały Cieszyn, a cieszy :P

sobota, 5 czerwca 2010

Babia Góra - wschód słońca



i mój absolutny rekord wejścia z przeł. Krowiarki :P
1 godz. 40 min. !

sobota, 22 maja 2010

środa, 28 kwietnia 2010

Hiszpania

Por ti sere, por ti sere! ;)
Mimo wulkanicznych komplikacji tydzień wcześniej, mimo kilkakrotnego przekładania godziny lotu już w drugim terminie (kwitnięcie 7 godzin na terminalu w Pyrzowicach), udało się polecieć do Hiszpanii!
Nie była to moja pierwsza wizyta na Zachodzie, ale różnica między naszym krajem a nimi jest zawsze tak samo uderzająca. Ich standard życia, organizacja i porządek przypominał mi trochę świat The Sims...
No i ludzie bardziej uśmiechnięci niż w Polsce! (Jakbym w kwietniu miała lato też bym chodziła uradowana).
Tarragona, w której byliśmy, leży nad Morzem Śródziemnym, niedaleko Barcelony. Miasto jest duże i ma swój charakter ;) Ma rzymski amfiteatr, średniowieczną katedrę i ogromny nowoczesny port, także cała historia w pigułce.
Udało nam się też wyrwać z miejskich plaż w bardziej dzikie zakątki:

Największe zaskoczenie w Hiszpanii? idąc po skałach brzegiem morza łatwo przypadkiem wejść na plażę nudystów ;>

niedziela, 18 kwietnia 2010

A może... Spływ!?

Rzeka, rzeka, woła nas z daleka!



16 kwietnia miałam wylatywać do Hiszpanii na dawno zaplanowany wyjazd. Jednak dzięki wspaniałemu wulkanowi, którego nazwy nikt nie umie wymówić, Hiszpania musiała jeszcze na mnie poczekać. Wszystkie loty odwołane... kapa. Byłam już w domu, kiedy Tomek zadzwonił, że skoro nie lecimy to może byśmy tak wybrali się dzisiaj na spływ Pszczynką? Po paru sekundach namysłu odpowiedziałam: to jedziemy xD

Zamiast do Airbusa - wsiedliśmy do kanadyjki.

Pszczynka to mała, niepozorna rzeczka, która przepływa przez prześliczny park w Pszczynie po czym wpada do Wisły. My zaczęliśmy spływ od zbiornika Łąka, płynęliśmy z grupą harcerzy, którzy zaadoptowali nas na dwa dni ^^
Spaliśmy pod namiotami i pierwszy raz miałam okazję przeżyć poranną pobudkę i musztrę :P Były ogniska, śpiewy i nawet warta w nocy... co było torturą, której jednak postanowiłam się poddać, właściwie to przy ognisku zawsze cieplej niż w namiocie w kwietniową noc ;]
Nasza kanadyjka nazywała się Murukutu. Czułam się w niej jak Pocahontas :P:P
Ciekawe, że nawet wiosła mają w niej swoją nazwę -> pagaje. Także nie wiosłowaliśmy tylko pagajowaliśmy. Nie było to wcale takie łatwe... Ale nie zaliczyliśmy ani jednej wywrotki, chociaż płynęliśmy taką łódką pierwszy raz, ha! ;)

Malowniczo i trochę mokro. A harcerstwo to świetna sprawa!

wtorek, 13 kwietnia 2010

Tatry (Jestřábí věž)



Na zdjęciu: Jastrzębia Wieża (2137 m)
zdjęcie pochodzi z tej strony

Jestrzębia wieża była po długi okres uważana za niedostępną, aż wyjście w roku 1880 udowodniło, że to jest możliwe. Wieża jest znana przede wszystkim dzięki licznym legendom i baśniom, które są z nią związane. Znajdziemy ją na końcu Karbunkulovego wschodniego grzbietu, który wychodzi z Belase wieże. Legendy mówią o cennym karubunkulu, który zdobił szczyt Jastrzębiej wieży. Dzięki tej legendzie, mnóstwo ludzi już zginęło tu podczas szukania tego drogiego kamienia.

(cytat stąd)

Tak więc wybrałam się na szkolenie alpinistyczne. 4 dni w słowackiej części Tatr i grupa niesamowitych osób :) Robiłam więcej wspaniałych rzeczy niż przez ostatnie pół roku razem wzięte! Wspinaczka w lodzie szczególnie mi się spodobała... może dlatego, że lód ma taki niezwykły, jakby hipnotyzujący kolor.
Przygoda, przygoda... mój pierwszy sukces w Tatrach: zdobycie Jastrzębiej Wieży, wszystko oczywiście dzięki genialnym prowadzącym, którzy naprawdę potrafią zarazić swoim niezwykłym zapałem, oddaniem całemu zespołowi i miłością do Gór.
Każdy taki wyjazd działa bardzo oczyszczająco na mój umysł, to znaczy pozbywam się wszystkich zbędnych emocji, jest tylko tu i teraz.

Straty ? Jako wybitnie utalentowana alpinistka zgubiłam telefon turlając się w śniegu :P

środa, 31 marca 2010

Tajemnica

Zginęła w niepokoju wielkich miast
Osnuta huraganem durnych spraw
Maleńka tajemnica - bycia w ciszy
Lub po prostu bycia.


(Coma)

sobota, 20 marca 2010

Festiwal

19 i 20 marca byłam na Festiwalu Slajdów Podróżniczych w Katowicach. Sporo ciekawych prezentacji, filmy, zdjęcia, przeżycia ludzi...
W tym roku spotkanie było poświęcone pamięci Kingi Choszcz (ur. 10 kwietnia 1973, zm. 9 czerwca 2006) - niesamowitej podróżniczki, współautorki książki „Prowadził nas los” oraz autorki książki „Moja Afryka”, osoby, która walczyła o swoje marzenia i... chyba je spełniła :) Wcześniej już trochę słyszałam o jej książkach i podróży autostopem dookoła świata, ale teraz, w ciągu 2 dni dowiedziałam się o tej dziewczynie bardzo wiele - o jej celach, przemyśleniach i o tym, jak patrzyła na świat. Niezwykłe relacje i wspomnienia jej najbliższych osób zrobiły chyba na wszystkich ogromne wrażenie.

Dawno nie spotkało mnie nic tak inspirującego.
:)

piątek, 26 lutego 2010

piątek, 19 lutego 2010

Babia Góra zimą



Widok z Pilska na Babią, dzień wcześniej (foto: Sławek)




Po drodze

Jeszcze nigdy tak dobrze mi się nie wchodziło na Babią. Tatry widać było tylko przez chwilę, ale przynajmniej było widać COŚ. Nie tak jak ostatnio podczas naszego wejścia na wschód słońca we wrześniu, kiedy nie było widać NIC.



Zdjęcia na tej stronie


Rodzi się we mnie pragnienie kupienia własnego, małego aparatu. A może małej kamery?

niedziela, 7 lutego 2010

Jaskinia Kasprowa Niżnia


DŁUGOŚĆ: 3020 m.
DENIWELACJA: 53 m. (-28, +25).
WYSOKOŚĆ OTWORU: 1228 m n.p.m.
POŁOŻENIE OTWORU: Dolina Kasprowa, podnóże Zawratu Kasprowego

Nisko położona jaskinia o generalnie horyzontalnym przebiegu. Licznie występują tu jednak niewielkie prożki i kominki wymagające użycia liny. Jej korytarze to częściowo już osuszone kanały przepływu międzydolinnego, okresowo zalewane jednak przez wodę. Jaskinia jest stosunkowo “mokra”, nie brakuje tu jeziorek i syfoników przybierających w porach mokrych, co powoduje, że odwiedza się ją właściwie tylko zimą. Wstępne, obszerne partie są często odwiedzane.


www.sktj.pl

...
'I'm leaving bitterness behind
This time I'm cleaning up my mind'

...
czy ktoś widział ferie?